Problem dożywotnio pozbawionych wolności

Jak przeskoczyć poprzeczkę skoro jej nie widać…?

Z panią dr Marią Niełaczną – adiunktem w Katedrze Kryminologii i Polityki Kryminalnej Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego – rozmawia Judyta Nylec

Judyta Nylec: Wprowadzono karę dożywotniego pozbawienia wolności i odłożono ją na półkę… Od tamtego czasu minęło ponad 20 lat. Co z tym odłożonym na półkę tematem?

Maria Niełaczna: Ustawa, czyli Kodeks Karny Wykonawczy z wprowadzoną nową karą dożywotniego pozbawienia wolności została przekazana do wykonania ekspertom, czyli Służbie Więziennej. Zaczęli jej wykonywanie dzień w dzień – to ich rękami dzieje się. Nie mogą „odłożyć” jej wykonania na półkę. Przy oddziaływaniach – jakie oferują każdej kategorii więźniów, w tym dożywotnim – nikt więcej nic nie wymyśli. To praca, nauka, terapia i oczywiście specjalistyczne programy z uwagi na konkretne skłonności, deficyty i potrzeby. Niestety więziennictwo jest pod wpływem pewnych sił czy czynników obiektywnych, co oczywiście wcale nie usprawiedliwia niedostatków w oddziaływaniach, czy wcale nie prowadzi do wygranych Polski przed Trybunałem w Strasburgu. Brakuje pieniędzy na wszystko: na programy specjalistyczne i lepsze warunki życia więźniów. Służba Więzienna też jest postawiona wobec pewnych systemowych przeszkód, barier, w których musi właśnie przyjrzeć się tej grupie około pięciuset dożywotnich aktualnie, przy osiemdziesięciu tysiącach osadzonych w sumie. Trudno powiedzieć, że wykonywanie kary dożywotniego pozbawienia wolności zostało odłożone na półkę przez Służbę Więzienną. Na poziomie ustawy i aktów wykonawczych wszystko jest tak, jak być powinno. Są programy specjalistyczne. Natomiast, jaka jest praktyka? Faktycznie praktyka jest taka, że system więzienny jest mało wydolny, a zasoby ograniczone. Nie można oczekiwać, że wychowawca, który nie ma kryminologicznego czy resocjalizacyjnego wykształcenia napisze dobry program dedykowany właśnie z uwagi na skłonności antyspołeczne, myślenie skazanego o takim charakterze czy koligacje przestępcze. Nie chcę usprawiedliwiać Służby Więziennej i przeładowania systemu. Ale ilość zjada nam jakość. Próbuję zarysować kontekst, w którym personel więzienny pracuje i któremu stawia się pewne wymagania, których wiadomo, że w tych warunkach, nie spełnią. Jednak dążmy do lepszego… Przez te wszystkie lata wypracowano profesjonalne, specjalistyczne programy adresowane na przykład do osób skłonnych do agresji czy przemocy. Bardzo dobrze funkcjonują nasze polskie oddziały terapeutyczne, zarówno te od terapii alkoholowej czy narkotykowej, jak i od zaburzeń osobowościowych. Nie mam wrażenia, że wykonywanie kary, w tym dożywocia, jest z premedytacją zaniedbywane czy traktowane z jakąś niefrasobliwością. Pewnie gdyby było więcej etatów dla funkcjonariuszy i kandydatów do tej służby oraz pracy dla skazanych, to byłoby lepiej. Gdyby było mniej skazanych, to wychowawca nie prowadziłby fikcyjnych programów, takich tylko na papierze…

J.N.: Czy realizujemy więc standardy wykonania kary dożywotniego pozbawienia wolności?

M.N.: Gwoli przypomnienia, według Rekomendacji Nr 2003(23) Rady Europy o wykonywaniu przez administrację więzienną kary dożywotniego pozbawienia wolności oraz innych długoterminowych kar pozbawienia wolności, celami wykonania dożywotniego pozbawienia wolności oraz innych długoterminowych kar pozbawienia wolności powinno być: zapewnienie, aby więzienia były bezpiecznymi i zabezpieczonymi miejscami dla więźniów i dla wszystkich tych, którzy pracują z nimi i którzy ich odwiedzają; przeciwdziałanie szkodliwym skutkom dożywotniego oraz długoterminowego uwięzienia; poszerzenie i poprawienie możliwości tym więźniom, aby z powodzeniem powrócili do społeczeństwa i prowadzili po zwolnieniu życie zgodne z prawem.

Odnosząc się do tej Rekomendacji, po pierwsze, mamy problem z planem kary, którego ułożenia ona wymaga i środkami prowadzącymi do jego realizacji, a tym samym osiągnięcia resocjalizacyjnego celu kary dożywotniego pozbawienia wolności. Aby zwiększyć szanse więźniów dożywotnich na rehabilitację i ewentualne warunkowe zwolnienie, wsparcie SW i stworzenie sprzyjających warunków jest niezbędne. Zalecanym jest „plan kary”. Wyniki badań wskazują, że rodzimy Indywidualny Program Oddziaływań – choć dobry w założeniu i konstrukcji – jest mało efektywnym narzędziem pracy z więźniami dożywotnimi, ze względu na skończoną ofertę oddziaływań oraz brak tych specjalistycznych.

Po drugie, najpoważniejszym jednak brakiem jest to, że ignoruje etapy kary, związaną z nimi planowość i podejmowanie decyzji przez administracje więzienne – zwłaszcza te decyzje związane z progresją. Plan – choć w założeniu i IPO – ma być kontraktem między obydwiema stronami; umową, że jeśli skazany postępuje w odpowiedni sposób w efekcie czego spełni stawiane mu wymagania – administracja zobowiązuje się do podjęcia wobec niego konkretnych decyzji: skierowania do pracy, do szkoły, umożliwienia twórczości własnej, a w końcu awansu do zakładu lżejszego typu, który jest milowym krokiem do wolności. Tych decyzji, zwłaszcza dotyczących stopniowego prowadzenia przez system, co służy nie tylko skazanemu, lecz również ochronie społeczeństwa, administracja nie podejmuje. Poza tym niekonieczne – czyli niczym nieuzasadnione – przetrzymywanie więźniów w warunkach najsurowszego więzienia godzi w ich wolność osobistą i godność, w tym, autonomię i prawo do rozwoju. W związku z tym ostatnim trudno jest powiedzieć, że więźniowie mają stworzone możliwości ponoszenia osobistej odpowiedzialność za swoje codzienne więzienne życie, którego warunki mają być zbliżone – jak to możliwe – do warunków życia wolnościowego. Obydwu tych „rzeczy” wymaga rekomendacja (zasada odpowiedzialności i normalizacji), a ich brak prowadzi do uwstecznienia systemu więziennego i samych skazanych.

A to, i jest to po trzecie, surowa polityka państwa ma wpływ na określone w standardach i prawie postępowanie z więźniami i działanie administracji więziennej. Myślę, że to są również charakterystyczne problemy dla wykonywania kary dożywotniego pozbawienia wolności: nadmiar obaw i niewiary w poprawę skazanych, niestosowanie planu i narzędzi służących – pomocy skazanemu ale i sprawdzeniu go, na ile autentycznie się zmienił, upolitycznienie wykonywania tej kary. No i inne obiektywne, z jakimi mierzy się administracja więzienna, i które dotykają wykonywania kar w ogóle (np. brak odpowiednich zasobów, przeludnienie).

J.N.: Jakie są wymagania, kryteria awansu i WPZ (warunkowego przedterminowego zwolnienia)?

M.N.: Bardzo ciekawe pytanie. Ale jest to trudny temat. W badaniach jakie prowadziłam w 2012, a następnie w 2017 r., jak również w trakcie rozmów, które prowadzę z dożywotnimi więźniami dzisiaj, mieli oni wątpliwości co do warunków/oczekiwań, jakie muszą spełnić, aby móc liczyć na zmianę podgrupy – nie są im znane i w związku z tym nie mieli oni poczucia, że ich status prawny, od którego zależy całe ich życie, jest jasny i przewidywalny. Brakowało im konkretnych i czytelnych wskazówek, a także jednoznacznych kryteriów oceny. Wyrażali przekonanie, że mniej rządzi prawo, więcej rządzi nieoficjalna polityka i w związku z tym, „nikt nie zaryzykuje” dla nich zmiany podgrupy – ani wychowawca, ani członkowie komisji, ani dyrektor, nawet jeśli skazany spełniłby określone warunki.

Ponadto, za kilkanaście lat w momencie dla nich ważnym, będzie inny personel, inny kierownik, inny dyrektor, co wyklucza poczucie ciągłości i stałości traktowania, które żywi skazany, a więc przewidywalności czekających go decyzji. To jest trudny temat w sprawie dożywotnich więźniów, ale z progresji trzeba korzystać. W przypadku osadzonych, którzy byli sprawdzani przez 15 czy więcej lat pobytu i zachowywali się wzorowo, koniecznością jest podjęcie ryzyka i należy przenosić ich na oddziały półotwarte, bo nie można im zablokować drogi powrotu do społeczeństwa. Mówię to na przykładzie skazanych na 25 lat pozbawienia wolności, którzy opuszczają zakład karny przedterminowo i uważam, że to naturalne, a ponieważ przed zwolnieniem musi nastąpić sprawdzenie więźnia dożywotniego czy długoterminowego, konieczne jest wcześniejsze przeniesienie go do zakładu półotwartego.

J.N.: Nasuwa się teraz pytanie, czy w polskim systemie prawnym instytucja warunkowego przedterminowego zwolnienia skazanych na dożywocie to fikcja? Czy wynika to z tego może, że ktoś boi się wziąć odpowiedzialność za decyzję?

M.N.: Kiedy trzeba podjąć decyzję bardzo poważną w skutkach tak zarówno prawnych, jak i praktycznych, jak i też moralnych, to władze nie chcą skorzystać z przyznanej im możliwości – z różnych powodów, w tym może z lęku przed odpowiedzialnością. Decyzje o awansie do zakładu karnego półotwartego, decyzje o pierwszej przepustce. Potem czy popierać ich wnioski o warunkowe zwolnienie. I tu się robi problem. Każda z tych decyzji jest obarczona odpowiedzialnością. Nie ma badań na ten temat, wiem to z niektórych wypowiedzi funkcjonariuszy i myślę, że to bardziej hipoteza, że przeważają względy polityczne. Osoby decyzyjne nie chcą ryzykować, nie wezmą odpowiedzialności za tę decyzję. Problem istnieje na pewno. Być może mamy środki, mamy narzędzia, mamy programy, ale nie mamy planu. A właśnie przy tych długich wyrokach wyraźnie Rekomendacja mówi o pewnym planie, który zobowiązuje obydwie strony. Nawet wtedy, gdy zmienia się pokolenie. Jeżeli skazany przestrzega tego kontraktu, tej umowy a później przejmuje go nowy wychowawca, to nie można wycofywać się z tego, tylko dlatego, że nie zna się skazanego i nie chce się brać za niego odpowiedzialności. Ta „półka”, o której Pani wcześniej wspomniała to być może właśnie jest ten brak planu. Zwłaszcza w tych momentach decyzyjnych. Czy podjąć konkretną decyzję, czy nie? Myślę, że warto też zapytać: dlaczego nie? Może trzeba zbadać te decyzje sądów odmawiające warunkowego zwolnienia, bo dlaczego pomimo 25 lat ten skazany nie może wyjść? Co jeszcze nie działa? Albo co sądy twierdzą, że nie działa.

J.N.: Jakie są trudności w myśleniu o progresji „na poważnie”?

M.N.: Z przeprowadzonych w 2017 r. badań, z wypowiedzi funkcjonariuszy wynikają następujące wnioski: czemu właściwie miałoby służyć przeniesienie więźnia dożywotniego do zakładu półotwartego – co osiągniemy dzięki zmianie podgrupy? Progresja ma służyć przygotowaniu do zwolnienia, lecz czy skazanego na karę dożywotniego pozbawienia wolności trzeba przygotowywać? A nawet gdy odbył 15 lat kary, to do 25 (możliwość wnioskowania o wcześniejsze zwolnienie) pozostałoby jeszcze 10 lat, które, w opinii niektórych więzienników, stanowią zbyt długi okres przebywania osadzonego dożywotnio w zakładzie lżejszego typu, gdyż trudno przewidzieć, jak będzie postępować, względy bezpieczeństwa – w warunkach zmniejszonego nadzoru jest większe ryzyko ucieczki, podobnie jak w przypadku udzielonej przepustki; charakter popełnionej zbrodni i nierzadko – w ich opinii lub społeczeństwa – bezkrytyczny do jej popełnienia stosunek skazanego; „szum medialny” i odpowiedzialność, także moralna, za skutki podjętej decyzji.

J.N.: Tylko jak przeskoczyć poprzeczkę skoro jej nie widać…?

M.N.: To, co wyszło w narracji więźniów, często sprowadza się to tzw. siedź cicho albo pracuj nad sobą. Zgadzam się, że często oni robią bardzo wiele a potem i tak wychowawca im mówi, że dyrektor i tak nie poprze wniosku o zmianę podgrupy, przepustkę, wcześniejsze zwolnienie. Wtedy to naturalnie powstają pytania: dlaczego? oraz: to, co jeszcze mam zrobić? A wychowawca rozłoży ręce, albo powie: rób tak dalej, albo czekaj spokojnie. Myślę, że to jest trudne pytanie, na które mało kto zna konkretną odpowiedź. Co ważne i co Rekomendacja mówi, to że więzień powinien wiedzieć, co konkretnie ma zrobić, aby progresywnie przejść przez system. Powinien mieć klarowne kryteria i jeżeli on je spełnia – a SW ma obowiązek weryfikować je, czyli też mieć odpowiednie narzędzia do ich sprawdzenia, czy on jest spełnił – to za tym stwierdzeniem powinna iść pewna decyzja. Jeżeli faktycznie wszystko obiektywnie wskazuje, że kryteria zostały spełnione i tym samym ktoś spełnia przesłankę do warunkowego zwolnienia, a system nie reaguje, należy zadać pytanie: dlaczego tak nie jest?

Ja słyszę to, co Pani pewnie czyta w listach więźniów, że są to kwestie polityczne, że jest to polecenie „samej góry”, że jest to surowa polityka karna państwa.

J.N.: Czy nie należy uznać, że stosowanie kar dożywotniego pozbawienia wolności bez konkretnego określenia warunków do uzyskania warunkowego zwolnienia to tortura sama w sobie?

M.N.: To jest cały czas powrót do praktyki. Rzetelnej praktyki. Popartej doświadczeniem i wiedzą naukową. Być może decyzja powinna być podejmowana na przykład przez ciało kolegialne z zewnątrz. Mamy dobrze napisaną ustawę, czyli instrumentarium jak wykonywać tę karę. Pytanie jest o praktykę, która często okazuje się rozbieżna z założeniem ustawy. Nie powinno tak być. Trudno mi zgodzić się na to i jako badaczowi, i jako obrońcy praw człowieka. Prowadzę klinikę więzienną i widzę, że ci ludzie (więźniowie dożywotni) powinni dawno być w zakładzie lżejszego typu, choćby po to, żeby ich sprawdzić. Oni dają rękojmię, że sobie tam poradzą. Ale trzeba to sprawdzić, trzeba zaryzykować. Każda decyzja to jest ryzyko. Problemem w naszym więziennictwie jest to, że nie daje się żadnego marginesu błędu. Naturalnym jest, że ryzyko wiąże się z błędem. Każdemu czasami zdarzy się podjąć błędną decyzję i to jest normalne. Konsekwencje oczywiście są różne i trzeba je ponieść wspólnie. Natomiast gdzieś ten margines błędu powinien być. Niestety inne podejście obserwujemy u nas w polskim systemie penitencjarnym. Zdarzały się przypadki, że dyrektorzy po prostu byli odwoływani, byli degradowani. I przed tym stoi każdy wychowawca, do którego przychodzi skazany na dożywotnie więzienie i mówi: wychowawco, proszę, wystąp z wnioskiem o awans. A wychowawca mówi: ale ja mam dzieci. Ja nie chce stracić pracy. To tak należy rozumieć: Ja cię nie poprę, bo nie zaryzykuję swoim życiem i życiem moich najbliższych. Nie wiem, czy tak jest zawsze, ale ja się z takim podejściem spotkałam, że taki komunikat uzyskują właśnie skazani na dożywocie i skazani na 25 lat.

J.N.: W przypadku osób skazanych na dożywocie stosowana jest metoda „odkładania na później”. Decyzję o skierowaniu do pracy, szkoły są odkładane. Tylko to „później” nie jest sprecyzowane. Brak jest też pomysłu, jakim oddziaływaniom poddawać przez tyle lat więźnia dożywotniego, ponieważ oddziaływania stosowane do więźniów z krótszymi wyrokami, w jego przypadku najzwyczajniej zaczną się po jakimś czasie powtarzać. Zostają tylko cztery ściany…

M.N.: O i tu jest pomył. I to jest przestrzeń na specjalistyczny program. Być może w przypadku dożywotnich więźniów; mamy „później” i coś z tym „później” trzeba zrobić. Inaczej oni będą spędzać w celi 23 godziny, czyli chodziłoby po prostu o pewien program, czy cykl, czy działalność, żeby zagospodarować ich czas, zaangażować ich w konkretne rzeczy, żeby nie byli zostawieni sami sobie. Tylko do tego potrzebny jest plan, pomysł i koordynator. Ktoś kto będzie taką grupę prowadził. Optymalne rozwiązanie jest jak jest praca. Dożywotni osadzeni są dobrymi pracownikami, bo są stałymi pracownikami. Można w ich przypadku założyć, że to będą dobrzy pracownicy. Im zależy na pracy, bo poza aspektem finansowym, będę mieć wyjścia z celi, relacje z innymi. Dla nich to bardzo ważne. Uważam, że alternatywą jest rzeczywiście praca albo jakiś program specjalistyczny lub konkretnie jakaś inna forma ciągłej aktywności, w którą się zaangażują. To jest ważne i to jest potrzebne. Nie zostawiać ich samym sobie.

J.N.: Kim jest więzień dożywotni?

M.N.: To bardzo różnorodna społeczność pod względem cech osobowości, tych pozytywnych i negatywnych, aktualnego kapitału osobistego i społecznego, a więc również potencjału i pozytywnych bądź negatywnych rokowań. Jednak przynajmniej połowa, choć w moim przekonaniu większość, po kilkunastu latach konstruktywnego odbywania kary – to „inni ludzie”. Pytanie do weryfikacji – czy bezpieczni dla społeczeństwa?

J.N.: Jakich słów najczęściej używali, aby określić siebie?

M.N.: W trakcie ustnych lub korespondencyjnych wywiadów z nimi, było wiele zwrotów, które się powtarzały, ale także jednostkowe wypowiedzi, którymi inaczej określali więźnia dożywotniego. Najczęściej pojawiały się zwroty oznaczające człowieka: wyeliminowanego ze społeczeństwa, wykluczonego z niego, skreślonego przez społeczeństwo, wyklętego, wyrzuconego poza margines, gorszego człowieka, idiotę do potęgi nieskończonej, człowieka bez korzeni, niewolnika, zgniłe jajo, skończonego człowieka naznaczonego piętnem, własność nieudolnego systemu państwa polskiego; umarłego za życia, lub inne określenia nawiązujące do wegetacji, żywcem pogrzebanego śmiecia, numer statystyczny, człowieka przegranego; więźnia jak każdy inny; tego, który nie różni się od innych; mieszkańca więzienia, myślącego o tym jak zagospodarować czas, jak ułożyć sobie życie.

W wypowiedziach kilku pozytywnie ustosunkowanych dominowało uświadomienie sobie wyrządzonego zła i autentyczna wiara w zmianę na lepsze, w tym zmianę swojej osobowości. Według nich „bycie dożywotnim” to także szansa na rozwój, dostrzeżenie wartości, odmianę życia na lepsze, że sytuacja w jakiej są niesie potencjał, zawiera możliwości rozwoju, zmiany, doskonalenia się. Cytując ich, być więźniem dożywotnim to: „nie załamać się i robić z sobą coś konstruktywnego”, „narodzić się na nowo – w sensie osobowości i odbudować zaufanie społeczeństwa”, „pogodzić się z wyrokiem”, „traktować więzienie jako dom”, „uświadomić sobie wyrządzone zło swoich czynów, a także życie ze świadomością, wyrządzonego zła, odczuwanie z tego powodu poczucia winy”, „akceptacja stanu faktycznego i miejsca, gdzie się znalazłem”, „mieć świadomość swoich postanowień i możliwości spędzenia reszty życia za kratami”, to codzienna odpowiedzialność, będąca własnym wyborem za czyny i słowa, za samokształcenie i zmianę swojej osobowości, za skorygowanie swojego życia, zmianę sposobu myślenia i odrzucania złych pragnień. Jednym słowem – chodzi o radykalną i widoczną dla otoczenia zmianę. Definicja „więźnia dożywotniego” jest wypadkową osobistych doświadczeń tych ludzi, ich postaw wobec świata, emocji i umiejętności racjonalnego podejścia do swojej kary. Różnice w wypowiedziach i podejściach skazanych wynikają z różnych proporcji tych elementów.

J.N.: Jakie są negatywne skutki długiej izolacji?

M.N.: Skutki długoletniej i bezterminowej izolacji więziennej pozostają sporne, choć te negatywne są dobrze udokumentowane: więźniowie zarabiają mniej pieniędzy w ciągu swojego życia, trudniej jest im pozostać zatrudnionym, rzadziej zawierają związki małżeńskie i cierpią z powodu problemów zdrowotnych i psychologicznych, także zbliżonych do stresu pourazowego (PTSD), tracą wiele możliwości życiowych i realizacji osobistych potrzeb.

Badania pokazują, że lata uwięzienia mogą skutkować zmianami osobowości i trudnościami w przystosowaniu się po zwolnieniu. Więzienie może zatem powodować trwałe problemy, które utrzymują się długo po zwolnieniu skazanych. Ci, którzy spędzili dziesięciolecia w zamknięciu, wykazują wyraźne cechy wyobcowania, utraty umiejętności społecznych, zaburzenie nastrojów, oraz utraty życiowego celu i kierunku.

J.N.: W Sprawozdaniu Wyjaśniającym do Rekomendacji 2003(22) o warunkowym przedterminowym zwolnieniu, Komitet Ministrów Rady Europy wyraził swoją opinię, że „to nieludzkie – więzić człowieka na całe życie bez jakiejkolwiek realistycznej nadziei uwolnienia”. Prawo do nadziei to prawo do zmiany, do pracy nad sobą, do refleksji, a w końcu do rehabilitacji… Co jest bodźcem do nadziei?

M.N.: Osadzeni stosują różne strategie na wypełnienie swojego czasu i zachowanie nadziei na odzyskanie wolności. W trakcie jednych badań, mówili o swoich obawach i lęku przed wolnością, a jednocześnie o nadziei na jej odzyskanie. Były również stwierdzenia, że pomimo nadziei uwzględniają oni fakt, że ich życie może zakończyć się w więzieniu. Nieznaczna część mówiła o życiu „tu i teraz”. Więźniowie konfrontowali się z pytaniem, kiedy ostatni raz wyobrażali sobie pierwszy dzień za murami więzienia i większość miała nadzieję, że wyjdzie na wolność.

Przytoczę wypowiedź osadzonego:

„W moim przypadku właściwsze pytanie to «ile razy dziennie?». Myślę o tym każdego dnia po klika razy. Można powiedzieć, że tęsknota za wolnością i myślenie o niej jest integralną częścią człowieka i to ona w połączeniu z nadzieją wypełnia go w całości. Cała reszta jest dalej. Nie ma dnia, a nawet minuty, żebym nie wyobrażał sobie pierwszego dnia za murami, dnia powrotu na łono rodziny, witania się z nimi, z tęsknoty za nimi niemal mi serce pęka. Pomimo wszystko wierzę, że taki dzień nadejdzie, nadal żyję nadzieją, tylko ona mi została, a ona umiera ostatnia”.

Z innych moich badań wynika, że w opinii znacznej większości więźniów dożywotnich „kara sprawiedliwa” to taka, która daje szansę, która daje nadzieję wyjścia, tak jak jest w przypadku kary długiej, ale oznaczonej. O dożywociu wielokrotnie w trakcie całego wywiadu mówili, że to kara nieludzka, gdyż odczłowiecza i uwstecznia, izoluje całkowicie od „normalnych” ludzi, ich „normalnych” trosk, problemów i radości. Większość z nich twierdziła, że żyje dniem dzisiejszym, a nadzieja/szansa gdzieś zawsze się tli. Wielu z nich na co dzień doświadczała utraty nadziei, motywacji do zmiany, troski o siebie czy innych. Nadzieja to dla nich trudny temat, bo oznacza konfrontacje z realnym pytaniem, czy i kiedy odzyskam wolność, zjem kolację z rodziną, pójdę z synem do kina. Podczas gdy rzeczywistość, z którą się co dzień konfrontują jest „beznadziejna”.

J.N.: Co jednak robią skazani, aby podtrzymać w sobie gotowość do życia po zwolnieniu?

M.N.: Część stwierdziła, że się nie przygotowuje do wyjścia na wolność. Nie wie jak, nie widzi sensu przygotowania, nie liczy ani na zmianę podgrupy, ani na warunkowe zwolnienie. Badani byli zdania, że w więzieniu „nie ma możliwości przygotowania się na wolność”, że żyją dniem dzisiejszym, codziennością, pozostaje „nadzieja, ale i ona musi się kiedyś skończyć”, a więzienna wegetacja wyniszcza.

Inni odpowiedzieli, że się przygotowują. Jednak część tych odpowiedzi była życzeniowa i abstrakcyjna: nie powiedzieli o tym, co konkretnie robią. Pozostała część mówiła, że przygotowuje się dzięki poznawaniu nowych ludzi „z zewnątrz”, w tym kobiet, rozmowom z nimi, dzięki życiu życiem przyjaciół i najbliższych, perspektywom, że ma się do kogo i do czego wrócić, że ma się zabezpieczenie. Przygotowują się przez zdobywanie wykształcenia, certyfikatów, uprawnień, dzięki nawykowi pracy, „aby nie męczyła na wolności”, „opracowywaniu biznesplanów ewentualnej działalności gospodarczej”, ciągłej pracy nad sobą.

Jednym słowem, to co trzyma ich przy nadziei jest rodzina i ludzie „z zewnątrz” inaczej mówiąc, my oraz konstruktywna aktywność, dzięki której awansują moralnie, zawodowo, pod względem wykształcenia, społecznie.

J.N.: Czy więzień ma prawo do studiowania?

M.N.: Zacytujmy tutaj ówczesną Dyrektor Okręgowego Inspektoratu SW, płk Annę Osowską- Rembecką:

„Bezwzględnie [więźniowie] mają prawo [do studiów], jeżeli myślimy o sobie jako o społeczeństwie humanitarnym, ludzkim, demokratycznym, katolickim. Jeśli myślimy o społeczeństwie w sposób holistyczny tzn. że my chcemy być bezpieczni, nasze dzieci, jeśli chcemy im stawiać wymagania, to to jest nasz obowiązek, żeby dać im takie możliwości. Jestem absolutnie przeciwna stygmatyzacji, że wszystkie panie z [Aresztu Śledczego] Grochowa mają pracować w szwalni. A wszyscy panowie mają być glazurnikami w Radomiu. Po drugie uważam, że SW ma obowiązek im to zapewnić. Jeśli mówi o procesie resocjalizacji, to mówi o procesie dedykowanym danemu Kowalskiemu. (…) Nie ma innej drogi, naszym obowiązkiem jest im danie, a to ile oni z tego wezmą jest rzeczą drugą. Proces ten musi kosztować, ale to się zwróci. (…) Na pewno powinni studiować, mieć wybór swojej drogi życiowej, na pewno nie powinni być stygmatyzowani. (…) to szansa na normalność.

Skoro mieliśmy tak dużo od losu, jesteśmy decydentami, urodziliśmy się w tym miejscu to naszym obowiązkiem jest danie drugiemu szansy”.

J.N.: Jak ocenia Pani zmiany w Kodeksie Karnym oraz Kodeksie Karnym Wykonawczym?

M.N.: Wobec zmian w kk i kkw była duża opozycja wielu środowisk. RPO na etapie nowelizacji krytykował zmiany. Ja rozumiem, że będzie konsekwentny i skieruje skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Zarówno jako człowiek i jako prawnik uważam, że przepis ograniczający kontakt telefoniczny z bliskimi do jednej rozmowy 10-minutowej w tygodniu jest niekonstytucyjny, ponieważ uderza w prawo do życia rodzinnego, prywatnego. Jest niepotrzebny. Nie jest niezbędny. Tutaj też mowa o prawie do obrony. Ten telefon skazany może przeznaczyć albo na rodzinę albo na obrońcę. Nie wiem jak Minister uzasadniał planowaną zmianę, ale ja nie widzę sensu. Podobnie jest z ograniczeniem prawa skazanego do skargi, które w świetle Konstytucji oraz innych procedur skargowych zapisanych w ustawie jest odformalizowane, szeroko rozumiane, prawie nieograniczone, a tym samym jest skutecznym środkiem prawnym. Wprowadzone nowelizacją ograniczenia stawiają pytanie: po co nam nieskuteczny środek ochrony swoich praw i interesów?

J.N.: A podniesienie progu warunkowego przedterminowego zwolnienia w przypadku kary dożywotniego pozbawienia wolności z 25 na 30 lat oraz przeniesienie z zakładu zamkniętego do półotwartego z 15 na 20 lat?

M.N.: Nie, nie widzę sensu. Żadnego. Ani sensu ani uzasadnienia. Ani naukowego, racjonalnego ani ludzkiego. Jeżeli człowiek ma w sobie potencjał normalności, nie było rysów psychopatycznych to nierzadko wystarcza mu 10 lat, żeby się poukładał, i żeby mieć duże, bardzo duże prawdopodobieństwo, że ten człowiek dobrze rokuje. Jeżeli bezpieczna postawa jest nieutrwalona to nie ma powodu, żeby go awansować nawet po 25 latach, natomiast badania naukowe prowadzą do wniosku, że „długowyrokowcy”, po tych 10 latach są innymi ludzi, można dać im szanse, sprawdzić ich w warunkach półotwartych. Uważam, że przesunięcie tego progu to decyzja populistyczna. Ona nie jest do obronienia ani naukowo ani praktycznie. Chyba, że praktyka jest taka, żeby asekurować służbę więzienną jak najdłużej kosztem wolności i godności więźnia dożywotniego i człowieka.

J.N.: Dziękuję za rozmowę