Zmiany, nie mające nic wspólnego, co do zasady, z ideą resocjalizacji, a które decyzjami Ministerstwa Sprawiedliwości zawitały w więziennych murach pod sztandarem “Więzienie to nie hotel”, z każdym miesiącem czynią więcej szkód. Jak? Wzbudzają nienawiść i sprzeciw osadzonych. Wobec kogo? Przecież nie Ministerstwa Sprawiedliwości. Skazani nie są głupi. Wiedzą, kto stoi za kiełbasą wyborczą grillowaną przez ministra Ziobro i jego zastępców. My – społeczeństwo. Pan, Pani, Wasz syn, matka i córka. Konkretnie. To my zajadając się kiełbaską odpowiadamy za pogorszenie warunków osadzenia. To do nas ta nienawiść. Co tam taki skazany – powie ktoś. Jasne. Tylko ktoś policzy, że to grupa około 80 tysięcy ludzi plus ci, co wyszli i ci, co czekają na swój termin plus ich rodziny, które tym bardziej cierpią, choć nic przecież nikomu złego nie uczyniły.
(dalsza część tekstu pod grafiką)

“Więzienie to nie hotel” krzyczy mgr prawa, a mądry tłum bije brawo, że aż chrześcijańskie rączki bolą.
To prawda, więzienie to nie hotel. Co do zasady, więzienie, jakby to ująć…, to więzienie. Miejsce izolacji człowieka od społeczeństwa. Karą jest izolacja. Nie wyłączony telewizor, czy brak możliwości zrobienia sobie samemu herbaty. Więzienie to resocjalizacja, nie represja. W czasach, gdy “więzienie było hotelem”, czyli jak rozumieć można do zmian ministerialnych, prawie połowa skazanych wracała do przestępstwa. Ciekawe, ile teraz będzie wracać, jeśli owego hotelu już nie ma…
A i ciągle zadowolone kiełbasą społeczeństwo zapomina, że pod słowami powrót do przestępstwa, nienawiść, bunt, złość – kryją się przyszłe ofiary. Nie te w telewizji i gazecie. To Pan, Pani, Wasz syn, matka i córka…










